Ciężkie pojazdy, lekkie ładunki
Transwer ze Złotnik Kujawskich w woj. kujawsko-pomorskim działa na rynku od ponad 20 lat i przez większość tego czasu trzyma się jednej specjalizacji – przewozów ładunków tzw. objętościowych, głównie styropianu i puszek do napojów. Ładunki są lekkie, za to tabor ciężki, składający się z zabudowanych podwozi z przyczepami. Praca też nie lekka, ale dająca powody do satysfakcji. Założyciel firmy, Leszek Fliciński, prowadzi ją tak umiejętnie, że nigdy nie było potrzeby szukania nowych nisz rynkowych. Z biegiem lat zdobywał zaufanie nowych klientów, poszerzał obszar działania, powiększał flotę pojazdów…
Leszek Fliciński przyznaje, że do branży transportowej trafił z przypadku. Zanim zajął się przewozami, prowadził z kolegą warsztat, wcale nie mechaniki pojazdowej, tylko obsługi pieców centralnego ogrzewania. Po rozstaniu ze wspólnikiem kupił dostawczy furgon Mercedes-Benz 207 D (popularną wtedy „kaczkę”), zarejestrował w grudniu 1996 roku jednoosobową firmę (Przedsiębiorstwo Wielobranżowe Usługowo-Transportowe „Transwer” Leszek Fliciński) i związał się z lokalnym producentem stolarki PCV – firmą Intur KFS z Inowrocławia, dla której zaczął wozić okna. Skąd to „wer” w nazwie firmy? Od pierwszych liter imienia córki – Weroniki.
Raczkowanie
Kujawski przewoźnik wspomina pionierskie czasy z uśmiechem na twarzy. Pierwszego Mercedesa, który zabierał na pokład jednorazowo zaledwie kilka okien, zastąpiła dość szybko Avia ze skrzynią, kupiona jako używana. – Od strony technicznej to była katastrofa. Auto dłużej stało w warsztacie niż jeździło – uśmiecha się Leszek Fliciński.
– Zanim jeszcze zobaczyło górki, już rozsypał się silnik, tłoki wyszły mu bokiem. Innym razem przez pęknięty kolektor wydechowy spaliny dostawały się do wnętrza kabiny i trzeba było otworzyć okna, żeby kontynuować jazdę. Niespełna rok posiadania Avii wystarczył żeby mieć jej serdecznie dosyć. Zastąpił ją skrzyniowy MAN 8136 i wtedy odetchnąłem z ulgą. Okazało się, że używana ciężarówka może się nie psuć. Szybko więc poszedłem za ciosem i kupiłem drugiego MAN-a 8150, który też nie był awaryjny – wspomina przedsiębiorca.
Współpraca z producentem okien PCV trwała 4 lata. Pod koniec tego okresu ładunków zaczęło brakować i trzeba było rozejrzeć się za innymi zleceniami. Wtedy los zetknął kujawskiego przewoźnika z producentem styropianu. Kształtki wykorzystywane do pakowania lodówek trzeba było dostarczać od wytwórcy z Kędzierzyna-Koźla do zakładu produkującego sprzęt AGD w Łodzi. No tak, ale zabudowane skrzynią podwozie MAN-a było za mało pojemne. Mocniejszą ciężarówkę, z silnikiem o mocy 150 KM, połączono z przyczepą centralnoosiową z nadwoziem skrzyniowo-plandekowym. To był pierwszy zestaw o dużej kubaturze przestrzeni ładunkowej w Transwerze.
Nabieranie mocy
W kolejnych latach firmie udało się okrzepnąć, nabrać mocy. Pożar fabryki lodówek w Łodzi i związana z nim utrata zleceń transportowych nie przeszkodziły jej w rozwoju. Energiczny przewoźnik bez problemu znalazł nowych klientów – producentów styropianu, wełny mineralnej, pianki poliuretanowej, puszek do napojów. Były to firmy w regionu, które dużo produkowały i miały takież samo zapotrzebowanie na transport (m.in. Paroc z Trzemeszna, Transclean i Can-Pack z Bydgoszczy). To była woda na młyn młodego przewoźnika, który przyjął zasadę, że część zarobionych pieniędzy inwestuje w rozwój firmy. Co roku kupował 2-3 używane zestawy przestrzenne. Jeśli chodzi o podwozia samochodowe, Leszek Fliciński przez wiele lat był wierny marce MAN, która na początku jego przewoźniczej kariery wywarła na nim tak dobre wrażenie. Wśród producentów nadwozi samochodowych i przyczep zaufał firmom Plandex i Wielton. W kwestii obszaru działalności długo nie widział potrzeby wysyłania pojazdów poza granice kraju.
Go West!
Wreszcie stało się – przed trzema laty przedsiębiorca rozszerzył zakres świadczonych usług o transport międzynarodowy. Wtedy też po raz pierwszy dojrzał do tego, żeby zakupić nowe pojazdy, od dealera. Zdecydował się nie tylko na MAN-y TGX, ale i Scanie serii R.
– Nasza firma jako pierwsza w kraju zamówiła nową Scanię R. Był to efekt pozytywnych wrażeń, jakie wyniosłem z wcześniejszej prezentacji i jazd testowych w Szwecji – wyjaśnia Leszek Fliciński. Zapytany o to, jak wypada porównanie pojazdów obu marek, odpowiada lakonicznie. – Obie dobrze wykonują swoje zadania, nie przysparzają kłopotów serwisowych. Scanie są oszczędniejsze w eksploatacji, mniej palą, co rekompensuje wyższe koszty zakupu tych ciężarówek – mówi przewoźnik.
Nowych samochodów jest 12, w tym 5 MAN-ów TGX 26.460 i 7 Scanii R410. Najnowsze odebrane zostały w ostatnich miesiącach. Podwozia tworzą z przyczepami centralnoosiowymi ciężkie zestawy kubaturowe. – Ta flota to wizytówka firmy, która realizuje transporty w relacjach międzynarodowych. Najstarsze pojazdy mają trzy lata. Zostały sfinansowane w drodze umów leasingowych zawartych na cztery lata. Po tym czasie planuję w ten sam sposób pozyskać następne pojazdy. Najprawdopodobniej będą to MAN-y i Scanie, a jeśli chodzi o zabudowy i przyczepy, korzystamy z produktów firmy Wielton, które cenimy za solidność wykonania, trwałość i funkcjonalność. Ostatnio po raz pierwszy dokonaliśmy zakupu nadwozi wyprodukowanych przez Wesob Wecon. Zobaczymy, jak wypadną podczas eksploatacji – mówi Leszek Fliciński. Dodaje, że w „międzynarodówce” pracuje również 7 średniotonażowych zestawów o ładowności 12 ton z podwoziami MAN TGL.
Pojazdy Transweru dowożą ładunki do odbiorców w Niemczech, Holandii, Belgii, Danii, Francji, Hiszpanii, Austrii, Czechach i we Włoszech. W eksporcie najwięcej transportów dociera do trzech pierwszych krajów – są to w większości puszki i wełna mineralna. Po rozładunku pojazdy z reguły nie wracają do kraju, tylko z nowym towarem, np. meblami ogrodowymi, są kierowane do miejsc docelowych, m.in. w Hiszpanii, we Francji i Włoszech. Dzięki zaangażowaniu spedytorów, Krzysztofa Paczkowskiego i Patryka Manickiego, udaje się zdobywać ciekawe zlecenia i minimalizować puste przebiegi. Przewoźnik ujawnia, że każdy zespół pojazdów skierowanych do pracy w „międzynarodówce” robi w miesiącu ok. 12 tysięcy km przebiegu.
Rzecz jasna, szef Transweru nie zrezygnował z realizacji transportów po kraju. Do tego celu wykorzystywana jest lekka, nieco starsza flota w liczbie 3 zestawów przestrzennych o ładowności 8 ton. Ładunki w kraju są od lat podobne – głównie puszki, wełna mineralna, styropian itp.
W ludziach siła
O sile firmy stanowi w dużej mierze jej załoga. Leszek Fliciński i jego żona Elżbieta, która w Transwerze jest prokurentem (zmiana formy prawnej – przekształcenie z działalności osoby fizycznej w spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością, spółkę komandytową nastąpiło w ubiegłym roku) nie mogą się nachwalić swoich pracowników. Podkreślają zwłaszcza wielkie zaangażowanie w życie firmy spedytorów i kierowców. Tych ostatnich Traswer zatrudnia 22. Większość związana jest z firmą od wielu lat. Szef ceni ich zaangażowanie i nikomu nie chce narzucać sztywnych reguł dotyczących rytmu pracy i weekendowych wizyt w domu. – Kierowcy mają wybór, jak duże „kółka” chcą wykonywać. Mogą spędzać z rodziną każdy weekend, a jeśli wyrażą zainteresowanie, mogą być w domu co dwa tygodnie – mówi Leszek Fliciński.
Co ciekawe, nie narzeka na brak kierowców, na drobiazgowość i czepianie się szczegółów przez służby kontrolne, na konieczność wynagradzania w zgodzie z przepisami o płacy minimalnej. – Owszem, Francuzi czy Niemcy dołożyli nam dużo dodatkowej roboty, jeśli chodzi o rozliczanie czasu pracy kierowców. Żeby to robić dobrze, korzystamy z usług wyspecjalizowanych firm zewnętrznych. To prawda, służby kontrolne bywają drobiazgowe i zdarzyło się w Niemczech, że musieliśmy zapłacić karę za zły stan techniczny pojazdu. Od tamtej pory transporty międzynarodowe realizuje tabor pozostający w nienagannym stanie. Można by narzekać na wyniszczającą konkurencję w branży, na stan polskich dróg, choć te akurat w ostatnich latach wyraźnie zmieniają się na lepsze, na skomplikowane i ciągle zmieniające się przepisy regulujące transport drogowy, na wiele innych rzeczy. Tylko po co? Problemy są po to, żeby sobie z nimi radzić – oświadcza Elżbieta Flicińska.
Małżeństwo transportowców z małego miasteczka na Kujawach, wspomagane przez dzieci – Weronikę (spedycja) i Jakuba (sprawy techniczne) – radzi sobie z prowadzeniem firmy doskonale. Tak dobrze, że w przyszłym roku planują zasilić flotę czterema nowymi ciężkimi zestawami przestrzennymi. Tak dobrze, że właśnie budują okazały biurowiec z zapleczem warsztatowym, który gotowy będzie za kilka miesięcy. – Praca jest, moglibyśmy wozić więcej niż dzisiaj jesteśmy w stanie, dlatego musimy się rozwijać – konkluduje Leszek Fliciński.
Cezary Bednarski, fot. Traswer
Jerzy Kłosiński
Fot. autor, Batim