EWT: Naczepa – pojazd nie do końca prosty…
Rozmowa z Andrzejem Dziedzickim, dyrektorem handlowym firmy EWT Truck & Trailer, generalnego przedstawiciela Schmitz Cargobull w Polsce.
Schmitz Cargobull jest w rankingu rejestracji naczep w Polsce w 2017 roku na pierwszym miejscu. I to bardzo pewnym, bo najważniejszego konkurenta wyprzedza o ponad 670 sztuk. 5306 sprzedanych pojazdów to rekordowa liczba, która daje Wam udział rynkowy wynoszący 24,71%. Dlaczego polscy przewoźnicy kupują naczepy Schmitz?
– Niektórzy uważają, że należy kupować polskie produkty – ja to szanuję. Należy jednak pamiętać, iż nasi przewoźnicy działają na europejskim rynku transportowym. Skala ich aktywności jest naprawdę imponująca – opanowali przecież rynek w jednej czwartej. To już nie są firmy na dorobku, ale rozwinięte, bardzo sprawnie działające organizmy gospodarcze, które kierują się zasadami ekonomicznymi. A te zakładają, że aby osiągnąć wysoką sprawność i niskie koszty działania, opłaca się korzystać z najlepszego jakościowo sprzętu. Bo tylko taki gwarantuje bezawaryjność, a co za tym idzie terminowość wykonywania pracy. Schmitz Cargobull produkuje rocznie ponad 60 tysięcy naczep, a to oznacza, że jest ich drugim producentem na świecie i największym w Europie. To o czymś świadczy. Taka skala produkcji oznacza także, że jest ona prowadzona na wysokim poziomie kultury technicznej i technologicznej. Poza tym Niemcy są najważniejszym na świecie eksporterem maszyn i urządzeń, a polska gospodarka jest z nimi mocno powiązana. Nasi przewoźnicy w dużej mierze obsługują logistykę gospodarek obu tych krajów. Poza tym dużo inwestycji niemieckich w polski przemysł powoduje, że siłą rzeczy uczestniczymy w dobrej koniunkturze Niemiec. Trudno też się dziwić, że przewoźnicy kupują sprawdzony sprzęt, po który nie muszą daleko jeździć. Do fabryki Schmitza jest bliżej niż do Francji, Hiszpanii czy Włoch.
Niektórzy twierdzą jednak, że to droga marka, na którą nie każdego stać…
– Naczepa jest urządzeniem do zarabiania pieniędzy. Inwestycją. Cena zakupu to nie wszystko. W tym przypadku liczy się wspomniana już bezawaryjność, istotna jest cena, którą po kilku latach eksploatacji można za nią dostać oraz łatwość zbycia pojazdu. A z tym – jestem tego pewien – w przypadku naszych naczep nie ma problemu. Dlatego tylu transportowców wybiera nasz produkt. Są świadomi rynkowej wartości markowych pojazdów. Ważne są też dostępność sprzętu, która jest bardzo duża i krótki czas oczekiwania na dostawę.
Przecież zakup naczepy, czy też ich większej liczby, to spora inwestycja. Czy nie trzeba jej sporo wcześniej zaplanować?
– Tak robią tylko bardzo duże firmy, które planują zakupy sprzętu z dużym wyprzedzeniem. Większość naszych klientów kupuje naczepy niemal w ostatniej chwili. Cóż… Może trochę w tym naszej winy, bo staramy się zawsze dostarczyć potrzebne im pojazdy na czas. Rozumiemy jednak, że działają w bardzo konkurencyjnej branży. Najwyraźniej nasze działania są przez nich doceniane, bo jeśli ktoś raz do nas trafi, to przeważnie już przy pojazdach Schmitz Cargobull zostaje.
Jedną ze specjalności Schmitz Cargobull są chłodnie. Jak kształtowała się ich sprzedaż w minionym roku?
– Niektórzy użytkownicy wręcz myślą, że Schmitz Cargobull niczego innego niż chłodnie nie produkuje (śmiech). Uważają, że jest specjalistą w tej dziedzinie i nie produkuje naczep plandekowych i samowyładowczych. Można zrozumieć tę perspektywę, gdy popatrzy się na nasz rynek. W 2016 sprzedano na nim nieco ponad 2500 naczep chłodniczych. W ubiegłym roku 2230, czyli o 12 procent mniej. Było to jednak podyktowane głównie tym, że w całej Europie zapotrzebowanie na te pojazdy było bardzo duże i fabryki nie nadążały z produkcją. Według naszych szacunków, mogliśmy sprzedać ponad 100 chłodni więcej. To dla nas bardzo ważny segment rynku. Konkurujemy na nim z Krone, przy czym nasz udział wynosi 75,8%, ich 20,4%, a pozostałe, niespełna 4%, dzielą między siebie inni producenci. Chłodnia to nasz sztandarowy produkt.
Czy zdarzają się jeszcze nowi klienci poszukujący naczep chłodniczych czy to już raczej przez Was dobrze rozpoznany sektor rynku?
– Jest na nim kilku dużych graczy działających od lat, ale w gospodarce, podobnie jak w przyrodzie, nic nie jest na zawsze. To dynamiczne środowisko. Czasami zdarza się, że jakaś firma zmienia specjalizację i wchodzi w transport chłodniczy, bo zdobywa dużego klienta, który ma takie ładunki. Polski przemysł spożywczy też się rozwija. Powstają nowe zakłady przetwórcze, inne zwiększają swoje moce produkcyjne. Czymś trzeba ów towar przewieźć. Czasami skutkiem tego jest też powstawanie nowych firm, które chcą się specjalizować w przewozach chłodniczych. Cały czas należy monitorować rynek, by w odpowiednim momencie pojawić się u takiego przewoźnika z ofertą.
Schmitz Cargobull ma w swojej ofercie jeszcze naczepy wywrotki. Czy i tutaj widoczne było ożywienie?
– O tak! Dawno nie mieliśmy tak wielu zapytań o wywrotki. W 2016 roku były jeszcze zamrożone inwestycje samorządowe. Nie było też projektów realizowanych przy wsparciu środków unijnych. W 2017 uległo to zmianie i rynek budowlany ruszył, a razem z nim popyt na sprzęt transportowy. Sprzedaż wywrotek na polskim rynku w ciągu minionego roku wzrosła o około 29%. To bardzo dużo. Ledwo udało się nam zapewnić dostawy takich naczep.
Naczepy to w swoim założeniu pojazdy dość proste, a jednak producenci wciąż wprowadzają w nich udoskonalenia i nowe rozwiązania techniczne. Dlaczego?
– Naczepa coraz bardziej zaczyna być pojazdem specjalistycznym. Wynika to oczywiście z rosnącej specjalizacji transportu. Nasi klienci chcą mieć pojazd przygotowany do konkretnego zadania, bo to oszczędza im głównie cenny czas na przeładunkach. Z drugiej strony musi być pojazdem na tyle elastycznym, by można go było szybko przygotować do przewozu innego ładunku. Wymogi zlecających przewozy też są coraz bardziej wyśrubowane i obwarowane wieloma przepisami, głównie tymi dotyczącymi bezpieczeństwa. Naczepa musi mieć odpowiednie certyfikaty. Żyjemy w świecie, który pędzi i coraz szybciej się zmienia. Nadawca, spedytor zlecający przewóz, a także odbiorca chcą wiedzieć, gdzie w każdym momencie znajduje się ich ładunek. Dlatego do naczep, podobnie, jak wcześniej do ciągników siodłowych wkracza telematyka transportu. Na przykład w chłodniach – rozwiązania zapewniające już nie tylko ciągły pomiar i zapis temperatury, ale także możliwość odczytania jej setki czy tysiące kilometrów dalej na monitorze spedytorskiego komputera. To wszystko wymaga stałego rozwoju konstrukcji naczep i ich osprzętu. Schmitz Cargobull od dziesięciu lat ma własną firmę, która zajmuje się takimi rozwiązaniami. Do niedawna usługi telematyczne były oferowane tylko na rynku niemieckim, dzisiaj korzysta z nich już także wielu polskich przewoźników.
Mało tego, od pewnego czasu Unia Europejska mocno naciska na rozwój transportu intermodalnego. Chce, by wszędzie, gdzie to możliwe naczepy podróżowały na wagonach kolejowych, a tylko na początkowych i końcowych odcinkach tras za ciągnikami siodłowymi. Wiele mówi się o platooningu, bo wszędzie brakuje chętnych do zawodu kierowcy. Pojawiają się przy tym takie pomysły, że ciągnik siodłowy jest w zasadzie niepotrzebny – naczepa mogłaby mieć własny napęd i poruszać się autonomicznie. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Możliwe, że pojawią się jeszcze jakieś nowe pomysły.
Wróćmy jeszcze do bliższej rzeczywistości. Jak będzie według Pana wyglądał rynek naczep w 2018 roku?
– Na razie zapowiada się nieźle, chociaż naczepy drożeją. Wynika to ze wzrostu cen stali na świecie. Ceny naczep nie rosną jakoś gwałtownie, to kilka procent, ale w branży transportowej marże nie są wysokie, zatem wszyscy skrupulatnie liczą koszty. Pierwszy miesiąc roku jest lepszy w stosunku do stycznia 2017 o 13,5 procent. Nie można jednak popadać w euforię. W ciągu roku sprzedaż naczep raz rośnie, raz maleje. Na przykład w ubiegłym roku wiosna i lato były słabe, a mocno ruszyło jesienią, bo wzrosły stawki przewozowe. Oczywiście każdy sprzedający sprzęt transportowy od wielu lat prowadzi swoje obserwacje i analizy, rozmawia z klientami i wyciąga swoje wnioski. Myślę, że o ile gospodarka nie popadnie w jakąś nieprzewidzianą zapaść, to ten rok będzie pod względem wolumenu sprzedaży naczep podobny do poprzedniego. Chociaż oczywiście wolałbym, żeby był jeszcze lepszy!
Rozmawiał Sławomir Rummel
Fot. Sławomir Rummel