Francja: od dzisiaj obowiązuje Loi Macron (aktualizacja)
Od 1 lipca, na mocy francuskiego dekretu wykonawczego do ustawy o płacy minimalnej, kierowcy realizujący transporty drogowe na terenie tego kraju zarobią minimum 9,67 euro na godzinę. To przejaw protekcjonizmu francuskiego państwa, wycelowany w zagranicznych przewoźników, wśród których Polacy mają bardzo silną pozycję. Polscy transportowcy pomstują na spodziewany wzrost kosztów i utrudnienia administracyjne.
Francja to kolejny kraj po Niemczech, który zdecydował się na wprowadzenie płacy minimalnej dla pracowników delegowanych. Rządy obu krajów tłumaczą wprowadzenie regulacji koniecznością walki z nieuczciwą konkurencją. Z kolei kraje, w które najmocniej uderzają te ustawy, argumentują, że MiLoG i Loi Macron są niezgodne z prawem unijnym oraz ideą wspólnego rynku transportowego.
Francja to ważny partner handlowy Polski. Według Ministerstwa Spraw Zagranicznych, w 2014 r. polsko-francuska wymiana handlowa osiągnęła wartość 15,6 mld euro, z czego nasz kraj miał 3 mld euro nadwyżki w eksporcie. – Francja jest jednym z najważniejszych krajów tranzytowych w Unii Europejskiej. Wprowadzenie płacy minimalnej, która obejmuje również polskich kierowców, nie tylko może się niekorzystnie odbić na gospodarczych relacjach dwustronnych, ale poważnie uderza w polskie firmy transportu międzynarodowego – uważa prof. Jacek Brdulak z Katedry Zarządzania i Marketingu Uczelni Łazarskiego oraz z Katedry Geografii Ekonomicznej Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie.
Koszty i bariery
Dekret nr 2016-418 Loi Macron przewiduje konieczność opracowania całej dokumentacji pracowniczej w języku francuskim oraz przechowywanie jej części w kabinie pojazdu (m.in. zaświadczenie o oddelegowaniu, umowa o pracę z delegowanym pracownikiem z aneksem dotyczącym stawki minimalnej). Ponadto konieczne jest wyznaczenie przez przedsiębiorcę przedstawiciela we Francji (tzw. reprezentanta), którego zadaniem będzie przechowywanie i udostępnianie służbom kontrolnym wymaganych dokumentów. Przedstawiciel musi władać językiem francuskim. To wszystko oznacza ponoszenie dodatkowych kosztów i prowadzenie skomplikowanej buchalterii.
– Do obowiązków firm transportowych należy m.in. wyznaczenie godzin pracy zgodnie z zasadami obowiązującymi na terenie Francji, z uwzględnieniem godzin równoważnych i nadliczbowych wypłacanych z dodatkiem 25-procentowym i 50-procentowym według minimalnej stawki godzinowej wynoszącej 9,67 euro. Dodatkowo pracodawca musi uwzględnić w rozliczeniu czasu pracy tak zwane amplitudy oznaczające okresy pomiędzy odpoczynkami kierowcy – tłumaczy Bartosz Najman, prezes zarządu Ogólnopolskiego Centrum Rozliczania Kierowców.
Eksperci branżowi mają również wątpliwości dotyczące zgodności zapisów Loi Macron z unijną dyrektywą o delegowaniu pracowników. – Są obawy, że francuska inspekcja pracy może kontrolować nie tylko wypłacanie pensji minimalnej, ale również innych dodatków, takich jak stażowy, wynoszący do ośmiu procent wynagrodzenia oraz z tytułu pracy w niedziele i święta. W sumie, jak obliczyliśmy, kierowca realizujący transport we Francji może otrzymać nawet 600 złotych za jeden dzień pracy. Chociaż zmuszanie polskich przedsiębiorców do ujęcia tych dodatków w wynagrodzeniu jest niezgodne z Dyrektywą 96/71/WE, to z naszego doświadczenia wynika, że bezpieczniej jest, przynajmniej na razie, te składniki wypłacać – przekonuje Bartosz Najman.
Polscy przewoźnicy z niepokojem czekają na rozwój wypadków. – Francuska ustawa o płacy minimalnej oznacza ograniczenie wolnego rynku i wolności świadczenia usług w Unii Europejskiej, ale także znaczny wzrost kosztów – mówi Grzegorz S. Woelke, prezes zarządu firmy VIVE Transport. – Na razie wstrzymaliśmy transporty do Francji. Za skandaliczne uważamy opublikowanie w ostatniej chwili przepisów wykonawczych do ustawy, ponieważ firmy potrzebują czasu, aby spełnić warunki postawione przez Francuzów, w tym oddelegować do tego kraju swojego przedstawiciela – dodaje.
Wbrew unijnym ideom
Zarówno niemieckie przepisy o płacy minimalnej MiLoG, jak i francuskie Loi Macron spotkały się z krytyką ze strony Komisji Europejskiej. W komunikacie z 16 czerwca KE stwierdziła, że stosowanie płacy minimalnej w operacjach transportu międzynarodowego mających niewielki związek z terytorium państwa, na którym są świadczone, ogranicza w nieproporcjonalny sposób swobodę świadczenia usług i przepływu towarów.
Prof. Jacek Brdulak jest zdania, że rozwiązania francuskie są groźniejsze dla polskich przewoźników niż niemieckie. – Wiele firm niemieckich korzysta z usług polskich przewoźników. W związku z tym następuje szybkie dostosowanie się do administracyjnych utrudnień obowiązujących na rynku sąsiada. Poza tym niektóre rozwiązania pozostają zawieszone, a strona niemiecka uwzględnia racje polskich przewoźników. O ile z Niemcami możliwe jest znalezienie porozumienia, o tyle Francuzi są znani z nieustępliwości w walce o swoje interesy – dodaje prof. Brdulak.
Polski rząd nie pozostaje bierny na protekcjonistyczne posunięcia Berlina i Paryża. Zabiega o rozwiązanie problemu płacy minimalnej w sektorze transportu w strukturach Unii Europejskiej, odwołując się do swobody świadczenia usług i solidarności krajów Wspólnoty. – Cieszę się, że sprawy niemieckiej i francuskiej płacy minimalnej nikt nie zamiecie pod dywan – powiedział po szczycie dotyczącym transportu, energii i telekomunikacji w Luksemburgu minister infrastruktury i budownictwa, Andrzej Adamczyk. Zwrócił przy tym uwagę, że polscy kierowcy są podobnie wynagradzani jak ich koledzy po fachu zatrudnieni w Niemczech czy Francji, a różnice występują w częściach składowych wynagrodzenia. – Musi to być brane pod uwagę przez kraje prowadzące protekcjonistyczną politykę, która może doprowadzić do zniszczenia i upadku transportu międzynarodowego państw takich, jak Polska, Węgry, Słowacja czy Słowenia – dodał minister.
(C)
(C)