Volvo Trucks: zabrali manatki do Wrocławia
We wrześniu do wrocławskiego ogrodu zoologicznego trafiły dwie samice manata karaibskiego (roślinożerny ssak morski, osiągający do 4,5 metra długości, ważący 300-600 kg). Zwierzęta najpierw przyleciały z Singapuru do Warszawy, a później – samochodem ciężarowym Volvo z naczepą Heering – dotarły do stolicy Dolnego Śląska. Skomplikowane przedsięwzięcie logistyczne było częścią działań mających na celu zachowanie gatunku zagrożonego wyginięciem.
Manaty zamieszkują ciepłe wody stref zwrotnikowej i podzwrotnikowej. Są wrażliwe na niską temperaturę – w czasie chłodnych miesięcy przemieszczają się w poszukiwaniu ciepłych wód. Nie dlatego jednak gatunek jest zagrożony. Podobno mają smaczne mięso, a jednocześnie są w wodzie powolne i łatwe do schwytania.
– W 19 ogrodach zoologicznych na świecie przebywa obecnie zaledwie 76 manatów. W Europie brakuje samic i żeby zwiększyć populację trzeba je sprowadzać z odległych zakątków świata. Samice o imionach Abel i Ling w wieku 11 i ponad 4 lat dotarły do nas z ogrodu zoologicznego Wildlife Reserves w Singapurze. Zostaną połączone z naszymi samcami Armstrongiem i Gumle, którzy zamieszkują Afrykarium – wyjaśnia Radosław Ratajszczak, dyrektor wrocławskiego ZOO.
Sukces logistyczny
– Manaty są bardzo wrażliwe, dlatego musieliśmy zapewnić im ściśle określone warunki podczas transportu – minimum 22 stopnie Celsjusza i 58% wilgotności. Zostały umieszczone w skrzyniach wyłożonych wilgotnymi gąbkami, wewnątrz których przebywały na specjalnych hamakach, co chroniło ich płuca są przed naciskiem masy ciał. Nad bezpieczeństwem zwierząt czuwało kilka osób, które monitorowały nie tylko warunki temperaturowe, ale również położenie w skrzyniach i częstotliwość ich oddechów, a w razie potrzeby nawilżały skórę. Dzięki dokładnemu przygotowaniu operacji załadunek, transport i rozładunek manatów udało się przeprowadzić w zaledwie 35 godzin – mówi Monika Kaczkowska, specjalista ds. marketingu wrocławskiego ZOO.
Do zorganizowania transportu z lotniska Okęcie do wrocławskiego ZOO wynajęto firmę Pałys, specjalizującą się w przewozie piskląt jednodniowych i jaj wylęgowych. Jej flota liczy ok. 30 zestawów transportowych, w tym ciągniki Volvo FH oraz naczepy Heering wyposażone w systemy wentylacji i klimatyzacji. Bezpośrednio z kabiny kierowcy mogą w każdej chwili zmienić poziom wilgotności i temperaturę w ładowni. Samochody mają system lokalizacji GPS, co zapewnia stały monitoring pozycji i łatwy kontakt z kierowcami. W trasę z Warszawy do Wrocławia kierowcy nie wyruszyli sami. Wspierał ich 8-osobowy zespół składający się m.in. z 4 weterynarzy i opiekunów zwierząt. Śledzili oni parametry życiowe i decydowali kiedy wstrzymać transport i nawodnić zwierzęta. Specjaliści orzekli, że manaty dobrze zniosły trudy podróży.
Delikatny ładunek
Firma Heering specjalizuje się w dostarczaniu naczep do transportu żywych zwierząt. Pisklęta mogą być w nich z powodzeniem transportowane na bardzo duże odległości. – Kiedyś takie przewozy można było realizować tylko w nocy, w dodatku co kilkadziesiąt kilometrów trzeba było się zatrzymywać, aby sprawdzić kondycję zwierząt. Dziś nie jest to konieczne. W każdej chwili kierowca może zwiększyć lub zmniejszyć temperaturę lub zmienić poziom wilgotności w ładowni – wskazuje Marcin Pałys, właściciel firmy transportowej. – Każda naczepa może pomieścić do 120 tysięcy piskląt, jednak średnio przewozimy około 80 tysięcy sztuk malutkich kurczaków. Każdy ciągnik wykonuje około czterech tras w miesiącu. Innymi słowy, w ciągu 30 dni jesteśmy w stanie przewieźć ponad 8 milionów piskląt. Tymi trudnymi przewozami na tak dużą skalę zajmuje się niewiele firm w naszej części Europy. Pisklęta i jaja przewozimy nie tylko na obszarze naszego kraju, ale także do odbiorców we Francji, północnej Afryce, czy Azji, daleko na Wschód od Moskwy. Obsługujemy także największe lotniska w Europie, na przykład Paryż, Frankfurt, Amsterdam – wylicza Marcin Pałys.
Podkreśla również wysokie kwalifikacje kierowców, którzy przechodzą specjalne szkolenie, aby nauczyć się bezpiecznie transportować delikatny ładunek. We wszystkie trasy jeżdżą w podwójnej obsadzie. – W naszym zespole od lat jeżdżą niemal ci sami ludzie, którzy świetnie znają się na swojej pracy i nie boją się kolejnych wyzwań, takich jak przewóz manatów – mówi Marcin Pałys.
W parku samochodowym dominują pojazdy Volvo Trucks. – Postawiliśmy na ciągniki siodłowe Volvo, głównie dlatego, że dobrze znoszą trudy transportu na Wschód. Ich zawieszenie sprawdza się w przewozach delikatnego ładunku po kiepskiej jakości drogach – podkreśla przedsiębiorca.
Firma Pałys niedawno kupiła kolejne dwa ciągniki Volvo FH w edycji Fuel & Performance. Zdecydowała się na złoty kontrakt serwisowy, który dzięki zdalnej diagnostyce gwarantuje maksymalną dyspozycyjność pojazdu do wykonywania zadań. To ochrona na najwyższym poziomie obejmująca całość obsługi zapobiegawczej i wszystkie naprawy, łącznie z gwarancją czasu naprawy pojazdu, który uległ awarii na drodze. Przewoźnik nie musi się martwić stanem technicznym floty i ma pełną kontrolę nad kosztami obsługi serwisowej.
(C), fot. Volvo Trucks